muzyka elektroniczna, el-muzykamoog

Andrzej Dudek-Dürer - Trans Trip

Andrzej Dudek-Dürer

Trans Trip

rok wydania: 2001

Transkrypcja czasoprzestrzenna albo świat iluzorycznej fantasmagorii

Kim jest ? Czym jest jego twórczość ? Co powoduje, że tak wnikliwie dociekamy ostatecznej formy własnej egzystencji podczas obcowania z Jego twórczością, a w szczególności z Jego twórczością dotykającą obszarów muzycznych, o tak szczególnym i wręcz nierealnym ładunku ekspresji ? I wreszcie jakich możemy spodziewać się analogii pomiędzy percepcją zaledwie jednego z naszych zmysłów - zmysłu słuchu,  a kawałkiem plastiku, na którym Andrzej Dudek - Durer przekazuje nam, bez żadnego cienia wątpliwości z naszej strony, pozytywną, witalną wręcz energię.

Indie, Birma, Pakistan, południowa część Nepalu, Zatoka Bengalska - gdzieś w tych rejonach "globalnej wioski" osadzona jest z pewnością znacząca część Jego twórczości, a jednocześnie nie należy w żaden sposób zapominać, co już do tej pory, niezależnie od tradycji wymienionych rejonów, samodzielnie osiągnął mieszkając w zupełnie innym, jakże różnym od wymienionego wcześniej, kręgu kulturowym. Jednak, ponad wszelką wątpliwość, wierzy w reinkarnację, co jest domeną ludów półwyspu, położonego pomiędzy Morzem Arabskim, Oceanem Indyjskim a Zatoką Bengalską ( jak twierdzi z całą stanowczością, jest kolejnym wcieleniem Albrechta Durera ). W samotni swojego mikro świata wewnętrznego zajmuje się również performance'em, instalacjami, technikami video, grafiką, malarstwem, fotografią, rzeźbą, environment, budową metafizycznych instrumentów, działalnością metafizyczno - telepatyczną, antypoezją oraz innymi formami wypowiedzi artystycznej, a to z pewnością dość, by uznać Go za osobowość nietuzinkową. Sztuka bowiem staje się dla niego sposobem na życie, szczególną forma samorealizacji oraz komunikatywności z otoczeniem a i w ten prosty sposób z potencjalnym odbiorcą. Przy jego szczególnym podejściu do świata zewnętrznego oraz w sposób szczególnie przez niego kultywowanej, a powstałej jedynie z osobistego wyboru izolacji, może wydawać się wręcz nieosiągalnym osiągnięciem obecność artysty na terenie Polski, Europy Zachodniej, w Meksyku, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Australii, Nowej Zelandii, w Singapurze, Korei Południowej, Japonii oraz koordynacja Międzynarodowych Projektów Metafizyczno --Telepatycznych jak również obecność Jego prac plastycznych w wielu liczących się na świecie muzeach, m.in. w Muzeum Narodowym w Warszawie, Muzeum Narodowym we Wrocławiu, Centro de Arte Actual w Barcelonie, Stedlijk Museum z Amsterdamie, Museum of Modern Art w Nowym Jorku, Tate Gallery w Londynie, City Art Institute Library w Sydney oraz The School of the Art Institute w Chicago, a to z pewnością dość, by uznać Go za osobowość nietuzinkową. Dla mnie jednak Andrzej, którego mam niewątpliwą przyjemność znać osobiście, jawi się przede wszystkim jako wybitny na polskim rynku muzyk, w dodatku muzyk, któremu zewsząd będzie daleko do terminów "komercja" czy "konformizm". A takich, niestety nawet i u nas, liczba wydaje się stale maleć we wprost zastraszającym tempie.

Pierwszą płytę Andrzeja poznałem dzięki uprzejmości Marcina Czerwińskiego, redaktora naczelnego wrocławskiego pisma kulturalno - filozoficznego "Rita Baum", którą była "Przenikanie czasoprzestrzeni". Jednocześnie żałowałem, że z jego niemal odrealnioną i wysublimowaną, bo, nie ukrywam, adresowaną raczej do wyrobionego muzycznie odbiorcy twórczością, zapoznałem się tak wnikliwie dopiero po tak długim czasie. Zatopiony w elektronice od dwudziestu pięciu lat, w szczególności w rynku niemieckim, od Tangerine Dream począwszy, poprzez Kraftwerk, Klausa Schulze i jego grupę Richard Wahnfried, bandy Amon Dull, Can, Faust, Popol Vuh, Checkpoint Charlie, Birth Control, Bloselmaschine, Ihre Kinder, Missus Beasty, Cluster, Embryo, Percewood's Onagram, Mythos a skończywszy na fenomenalnych albumach Organisation i Guru Guru, w sposób pozwalający na całościowe ogarnięcie problemu, staram się od lat śledzić w wystarczającym stopniu również i polską scenę, dotyczącą twórczości stricte elektronicznej i medytacyjnej. Niemalże wszystko, co nowe i wciąż jeszcze nośne w tym muzycznym przedziale wydaje się być już stworzone w latach 70. i 80. zeszłego stulecia na nie tak przecież odległych podwórkach niemieckich, francuskich, brytyjskich i amerykańskich za sprawą niezwykle wówczas płodnych zespołów i solistów. Jednakże, kiedy do moich rąk trafił kolejny krążek polskiego artysty, musiałem przyznać rację poecie - "...cudze chwalicie, swego nie znacie".

Longplay "Trans Trip" to płyta wielu sprzeczności, a jednocześnie zespolona, zamknięta całość muzycznego świata, właściwego tylko Andrzejowi, który udowadnia swoim wiernym słuchaczom nieokiełznany i trwający bez przerwy proces ewolucji mentalnej swego twórcy. Już bowiem otwierający to wydawnictwo utwór "Meta Trip" przenosi nas w wyraźny sposób do świata dźwięków, właściwych muzyce elektronicznej preferowanej, od dłuższego już zresztą czasu przez tego autora, a jednocześnie potraktowany w sposób zupełnie nowy, świeży i nietypowy dla całej dotychczasowej Jego twórczości. Gdzieś pobrzmiewają echa nurtu berlińskiego, gdzie indziej, właściwe bardziej prekursorom gatunku, takim jak Stockhausen, Bono czy Cage, wysublimowane i stonowane dźwiękowo klimaty. W swej muzycznej, dodajmy ściśle przez autora zaplanowanej, strukturze Andrzej Dudek - Durer podąża jednak znacznie dalej, nie pozwalając w żaden możliwy sposób na swoiste "zaszufladkowanie" swoich muzycznych dokonań. Już bowiem kolejny utwór, zatytułowany "Velocity", wyraźnie nawiązuje do twórczości jednego z prekursorów, a jednocześnie wybitnych kontynuatorów gatunku - Klausa Schulze. Nie ma tu jednak mowy o jakimkolwiek, nawet krypto plagiacie, bowiem Andrzej traktuje osiągnięcia w/w autora raptem jako bazę wyjściową dla własnych dokonań. Analogie z płytami Schulze'go z lat 80. a zwłaszcza z longplayami "Dig It", "Drive Inn" oraz "En -Trance" są jednak bardziej niż wyczuwalne. To samo tyczy się zresztą kolejnego utworu na płycie, zatytułowanego "Mental Steps".  W bardziej wyraźny sposób, od wspomnianych już utworów, "odcina" się następujący po nim "Secret Point". Tu z kolei pobrzmiewają dalekie echa tańców z okolic Maroko, a to za sprawą wzajemnie zazębiających się dźwięków i wyraźnej, choć przez autora niemalże świadomie ukrywanej melodyki, tworzącej swoisty klimat zagrożenia i niesamowitości, co powoduje, że mógłby On z powodzeniem służyć swoimi umiejętnościami jako autor nowej i w pełni kreacyjnej muzyki filmowej bądź telewizyjnej. Jednocześnie trudno oprzeć się wrażeniu, że muzyka u tego niezwykle interesującego twórcy wynika z indyjskiej ragi i bogactwa kultur dalekiego wschodu, z całym bagażem znajdującego się w tym obszarze kulturowym instrumentarium. Jego fascynacje tym właśnie obszarem geograficznym na płycie "Trans Trip" są niezwykle wyraźne. ( Podobnymi ścieżkami, czego oczywiście nie traktuję jako wyrzut wobec autora, podążali wcześniej artyści tej miary co Joe Zawinul, Armand Frydman, Werner Hagen Anugama na longplayu "Environment 1 - Ocean/Tambura" czy wreszcie Chatanya Hari Deuter, kompozytor i jedyny wykonawca niezwykle ciekawej propozycji dźwiękowej, zatytułowanej "Nirvana Road" z 1984 roku ).

W kolejnym utworze płyty, noszącym tytuł "Void" słuchacz, który potrafi wysłuchać tonów, znajdujących się na drugim bądź nawet trzecim planie dźwiękowym, odkryje w nich z pewnością niezwykle ekscytujące próby przekraczania przez twórcę granic muzyki i przestrzeni właściwych dźwiękom, słyszalnym przez ludzkie ucho. Z niezwykłą subtelnością Andrzej Dudek - Durer w ten na pozór statycznej kompozycji korzysta z efektów pogłosu i niemal chóralnych rozwiązań, co w efekcie daje słuchaczowi bądź uczucie głębokiego relaksu bądź też narastającego z każdą minutą zagrożenia, a jednocześnie, w zależności od nastroju, stymulację i poszukiwanie najbliższej, odpowiadającej mu częstotliwości. W najdłuższej na tej płycie, blisko 11-to minutowej kompozycji "Invisible Time" sama muzyka wydaje się stworzona dla czystej radości tworzenia, co w znaczącym stopniu przyczynia się  do rozszerzenia komunikatywności i zrozumienia pomiędzy odbiorcą a twórcą dzieła, które wydaje się absolutnie konieczne przy każdej próbie porozumiewania się za pomocą przestrzeni sztuki. Następujący po nim utwór "Light" to piękna, czysta linia fortepianu, wspomagana dodatkowo pojedynczymi dźwiękami syntezatora pozostająca aż do zakończenia instrumentem wiodącym, po którym nadchodzi tytułowy materiał na płycie, w znacznym stopniu wykorzystujący instrumenty perkusyjne, któremu in minus można zarzucić jedynie zbyt krótki, a przez to irytujący, czas trwania. Kończący cały longplay "Border" to następne nawiązanie do niezwykle urozmaiconej twórczości Klausa Schulze, a jednocześnie jeden z najciekawszych utworów na tym wydawnictwie, nagranym i wydanym w USA za sprawą prawdopodobnie jednej z niezależnych wytwórni w okolicach Los Angeles pomiędzy listopadem a grudniem 1998 roku. 

Po wnikliwym ( musze przyznać, że z przyjemnością i estymą parokrotnym ) wysłuchaniu tego wydawnictwa przychodzi mi na myśl właściwie tylko jeden synonim - harmonia oraz głębokie ukojenie w przenikającej wnętrze potencjalnego odbiorcy pozytywnej energii. I, jak się domyślam, taki był również cel nagrania tej niezwykle interesującej płyty przez jej autora. Osobiście życzę sobie i wam podobnie radosnych odkryć w przyszłości i ponownego spotkania z dźwiękowymi światami Andrzeja. Bez chwili zastanowienia dodam tylko, że naprawdę warto.

Wrocław, kwiecień - maj 2002r.
Wegetariański Świat nr 9 ,wrzesień 2002

Recenzja umieszczona dzieki uprzejmości i za zgoda kompozytora.
Więcej w dziale biografie.




Piotr Paschke

« powrót